sobota, 21 lutego 2015

USA, USA i ... powrót do Polski.

Od czasu ostatniego posta minęło bardzo dużo czasu. Zmieniło się przez ten czas bardzo wiele. Przede wszystkim wróciłam do Polski. To długa historia dlaczego wyszło tak, a nie inaczej. W każdym razie z jednej strony cieszę się, że tu jestem, z drugiej jednak brakuje mi Ameryki. Tego klimatu, tych ludzi... Żałuję, że wróciłam, ale taką decyzję podjęłam. Wrócę jeszcze do USA, znaczy chciałabym. Nie jako Au Pair, ale w celach turystycznych. W każdym razie pokochałam Amerykę.

Post nie będzie długi, bo nie mam dziś weny na pisanie i też poza faktem powrotu nie chcę się niczym dzielić na tym blogu.
To może się zmienić, bo wciąż chodzi mi po głowie myśl o wyjeździe jako Au Pair gdzieś do Europy. Nie jestem tylko przekonana gdzie najlepiej jest pojechać. I pod względem zarobków i życia (jego jakości, cen, miejsc, które warto zobaczyć).

Od października chciałabym zacząć studia, a do tego czasu wyjechać jeszcze za granicę i zobaczyć kolejny kawałek świata.

W każdym razie na teraz to tyle.
Trzymajcie się ciepło w tą mroźną w Ameryce zimę! :)

niedziela, 12 października 2014

Pierwszy miesiąc w U.S. - podsumowanie

Tak więc 4 dni temu minął miesiąc odkąd jestem w U.S., a dziś oficjalnie mija miesiąc z moją Host Family. Zdecydowanie mogę potwierdzić to, do czego w będąc w Polsce nie byłam jeszcze tak przekonana. Czas tu leci niesamowicie szybko. Nawet nie wiadomo właściwie kiedy to wszystko zdążyło się wydarzyć. Co zaobserwowałam tu przez ten miesiąc? Przede wszystkim każdy tydzień tu sprawiał, że mój angielski znacznie się poprawiał. Prawda jest taka (może będę trochę nieskromna, ale ja tak to widzę), że mój angielski od początku nie był problemem. Rozumiałam znacznie mniej i po tygodniu tu zaczął trochę plątać mi się język, kiedy chciałam użyć poprawnej formy w jakimś zdaniu, ale potrafiłam się dogadać. Coś, co może być zaskoczeniem (albo i nie) to fakt, że Ameryka nie zauroczyła mnie tak, jak wiele innych (lub prawie wszystkie) Au Pair. Szczerze mówiąc od samego początku, odkąd wysiadłam z samolotu w NY wiedziałam, że to nie jest moje miejsce i cały czas to podtrzymuję. Bardzo lubię Amerykę, styl życia tu, ludzi, wszystko, ale brakuje mi Polski, rodziny i przyjaciół. Tak więc nie będę opisywać tego, jak bardzo coś mnie tu zauroczyło czy nie wiem..... Lubię U.S. i tyle. Ogólnie moje nastawienie do bycia tu i bycia Au Pair w ostatnim czasie było raczej średnie, a wszystko ze względu na pewne sytuacje, które dzieją czy działy się w PL wśród mojej rodziny i przyjaciół. To zmieniło się dopiero 3 dni temu, kiedy to powiedziałam sobie, że powinnam przestać w końcu żyć tym moim dotychczasowym życiem i zacząć korzystać z tego, co dzieje się tu. I tak też zrobiłam. Ostatnie trzy dni były naprawdę świetne. Spędziłam mnóstwo czasu z moimi Host Kids. Dziś zabrałam dziewczynki na zakupy do galerii, wczoraj malowałyśmy paznokcie, wygłupiałyśmy się i w ogóle. Ale myślę, że duży wpływ na moje nastawienie miało też nastawienie dzieci. To znaczy ono od początku było bardzo pozytywne, ale dopiero ostatnio najstarsza dziewczynka się do mnie tak bardziej przekonała. Od tamtej pory spędza ze mną znacznie więcej czasu i widzę też, że sprawia to nam obu przyjemność. Przede mną w ciągu najbliższych 3 miesięcy wakacje z moją HF na Florydzie, pierwsze Halloween i Święto Dziękczynienia oraz Święta Bożego Narodzenia w Chicago. Zobaczymy jak rozwinie się cała sytuacja i co sama będę mogła o tym wszystkim powiedzieć za jakiś czas, a na razie to tyle. Ja wiem, że wiele z Was pomyśli sobie teraz, że mój tok myślenia jest... no nie taki jak powinien być. Okej, każdy ma prawo do własnej opinii. Prawda jest taka, że moim marzeniem zawsze było wyjechać do U.S.. Spełniłam to marzenie, jestem tu i już wiem, że na pewno tu nie zostanę, bo to nie jest miejsce, w którym ja chcę być (patrząc pod kątem przyszłości oczywiście). Także tyle jeśli chodzi o to, co myślę na ten temat. Swój pierwszy miesiąc na amerykańskiej ziemi mogę uznać za jak najbardziej udany i konstruktywny, ponieważ wiele się nauczyłam i wiele się dowiedziałam. Zarówno o sobie samej jak i o innych.

Tyle na dziś. Tyle po pierwszym miesiącu.
Dobranoc!

poniedziałek, 29 września 2014

Kolejny tydzień w Ameryce - zakupy/wycieczka/Host Family

Kolejny tydzień w U.S. i tym samym kolejny tydzień z moją Host Family już za mną. Minął szybko, ale jak wszyscy wiemy - czas w Ameryce tak leci!
Co działo się w tym tygodniu? Więc zacznijmy od zeszłej niedzieli. Pisałam, że prawdopodobnie pojadę na wycieczkę z HF. Tak też było. Pojechaliśmy do Bostonu na Ducktour. Chyba najlepsza wycieczka, na jakiej byłam do tej pory. "Przewodnik" mega zabawny, poza tym nie musieliśmy chodzić, jak na przeciętnych wycieczkach, tylko pojeździliśmy "autołódką" po centrum Bostonu, a potem wpłynęliśmy na wodę, żeby zobaczyć miasto z innej perspektywy. Wróciliśmy zmęczeni, ale bardzo zadowoleni.

Od poniedziałku do piątku każdy mój dzień wygląda praktycznie tak samo. Różni się obowiązkami, które muszę zrobić w tak zwanym międzyczasie jak pranie czy ogarnięcie zabawek dzieci. Plus jestem tu od niedawna, ale już zdążyłam się przyzwyczaić, że mieszkam raczej z Hostką i dzieciakami, bo Host bardzo dużo podróżuje i w tygodniu rzadko jest w domu. Żeby było jasne - mi (w przeciwieństwie do mojej Hostki) kompletnie to nie przeszkadza. Nawet mi to odpowiada. To znaczy bardzo go lubię i nie mam mu absolutnie nic do zarzucenia, ale ... nie potrafię tego wyjaśnić. Po prostu odpowiada mi taki tryb jego pracy, ale rozumiem Hostkę, która jest z tego powodu niezadowolona.

Co nowego wydarzyło się w tym tygodniu?
Przede wszystkim we wtorek odwiedziła mnie moja CC, żeby pogadać (w sensie sprawdzić czy wszystko jest okej i te sprawy) i podpisać umowę. Ogólne wrażenie - przemiła kobieta. Naprawdę bardzo pozytywna osoba!

W środę poznałam nową Au Pair z Francji. Poszłyśmy na kawę, spacer po "centrum" naszego miasteczka i trzeba było się zbierać i jechać po małego do pre-school. Czwartek i piątek jakoś po prostu minęły i wczoraj znów trochę się działo. Trochę - mam na myśli trochę więcej niż zwykle xd. Rano pojechałam z HF do Cambridge, bo dziewczyny miały soccera i musiałam zająć się T.. Koło 12:30 wróciliśmy do domu i koło 1:30 przyszła N.. Chwilę później przyjechała G. i z racji tego, że było gorąco pojechałyśmy na chwilę plażę, a potem na kawę i zakupy. Umówiłyśmy się już wstępnie na kolejny wypad, ale wszystko dogadamy jeszcze w tygodniu, bo wiadomo... "coś" może nagle wypaść z HF.

Dziś miałam day off więc koło 1:30 wzięłam auto i pojechałam po N., bo stwierdziłyśmy, że to dobry dzień, żeby skoczyć do galerii na większe zakupy. Czasu nie miałyśmy za dużo, bo musiałam odstawić auto koło 5, ale z galerii do domu jedzie się 10-15 min, więc tragedii też nie było :).Z racji tego, że zaplanowałyśmy zakupy - liczyłyśmy się z tym, że wydamy trochę $$. Pozytyw dla mnie jest taki, że nie wydałam za dużo, ale powiem jedno - w Stanach bardzo trudno jest oszczędzać. Trzeba mieć dużo silnej woli lub nie lubić zakupów :D (przynajmniej według mnie)

W kwestii zakupów, to czekam jeszcze na kilka (no dobra, kilkanaście) przesyłek z ebay'a. Kilka już przyszło i jestem z nich mega zadowolona. Zobaczymy jak będzie dalej.

Coś, czego nauczyłam się przez te 3 tygodnie i co jest tu (przynajmniej dla mnie) bardzo pomocne, to prowadzenie zeszytu wydatków. Wiecie... tu kawa, tam coś słodkiego i człowiek się trochę gubi. Ja codziennie wieczorem (o ile oczywiście muszę w sensie wydałam coś) siadam i zapisuję sobie wszystko, żeby zawsze móc do tego zajrzeć. 

W kwestii kursów - niektóre Au Pairs, które przyjechały niedawno zaczęły kursy już teraz. Ja jednak zdecydowałam się poczekać do stycznia i wtedy już na spokojnie zapisać się na to, co chcę. 

I tu pojawia się pytanie (w mojej głowie, nie wiem jak w Waszych) co z kursem angielskiego i w ogóle co z językiem. Otóż powiem tak. Nie było łatwo. Wciąż jeszcze zdarza się, że mam problem ze zrozumieniem tego, co ktoś ode mnie chce, ale widzę, że już przez te 3 tygodnie zaczęłam rozumieć znacznie więcej. Czasem nie wiem co mam odpowiedzieć, to znaczy blokuje mnie trochę gramatyka, ale nie mam problemów, żeby się z kimś dogadać (co nie ukrywam mnie cieszy, bo obawiałam się trochę jak to będzie).

Tyle jeśli chodzi o mój ostatni tydzień. To znaczy są jeszcze kwestie, których nie poruszyłam jak różnice między U.S., a Polską (a jest ich kilka i często mnie zaskakują), ale może to sobie na razie odpuszczę i zrobię jakieś większe podsumowanie za około tydzień, kiedy minie równo miesiąc od mojego przylotu do Ameryki. Mam też ambitny plan nagrać z tej okazji jakiś filmik na YT, ale nie wiem czy lepszy będzie amerykański HAUL zakupowy, odpowiedzi na pytania, które mnie nurtowały przed wyjazdem czy jeszcze coś innego. I czy to w ogóle jest dobry pomysł. Zobaczę. Jak macie jakieś segestie - bardzo chętnie się z nimi zapoznam :) 

Tyle na dziś. Dobranoc wszystkim! :) 

niedziela, 21 września 2014

Saturday with my Family ! :)

Myślę, że jak większość Au Pairs kocham zakupy. Zwłaszcza w Ameryce. I nie powiem, to faktycznie wciąga. Mnie uzależniło! Raz w tygodniu jeździmy z Hostką do centrum handlowego, raz w tygodniu idę sobie do miasta rozejrzeć się za czymś ciekawym i cały czas mam dostęp do sklepów online, z których też lubię korzystać :) (co nie oznacza, że zawsze coś kupuję, ale lubię pochodzić po sklepach i się porozglądać albo pobuszować w sklepach internetowych).
Dziś wybrałyśmy się z Hostką i dzieciakami właśnie do centrum. Było mega!
Ja wzięłam dziewczyny i poszłyśmy do sklepów typu B&BWorks, Claire's czy do mojego nowego ulubionego sklepu - WET Seal <-- polecam wszystkim!!, a Hostka i mały T. poszli poszukać czegoś dla niego.
Teoretycznie dziś od 1:30PM miałam czas tylko dla siebie (po prostu popołudnie off), ale lubię spędzać czas z moją HF, więc z przyjemnością pojechałam z nimi na zakupy. Akurat pod tym względem dogaduję się genialnie i z Hostką i z dziewczynami :)
Oczywiście nie obyło się bez kupienia kilku drobiazgów, ale jak to mówią zakupy są tańsze i lepsze niż terapia u specjalisty. Absolutnie się z tym zgadzam :) (nie, żebym potrzebowała terapii xd)
Po genialnie spędzonym czasie wróciliśmy zmęczeni do domu, dzieci poszły spać, a ja posiedziałam i pogadałam jeszcze z Hostką, co w sumie robimy co wieczór. Naprawdę uwielbiam tą kobietę. <3 Uważam, że genialnie trafiłam z HF.
W każdym razie nawet swój czas, kiedy mogę iść czy jechać gdzie chcę, lubię spędzać z rodzinką. Jutro mam cały dzień off, ale chyba jedziemy gdzieś razem na wycieczkę, więc też zapowiada się udany dzień!

Także dzień zaliczam do jak najbardziej udanych. Oby więcej takich :)


****Tak, przyznaję się do tego, co mówią mi przyjaciele z Polski - jestem zakupoholiczką**** :D


czwartek, 18 września 2014

Pierwszy tydzień z rodzinką.

Dziś mija tydzień odkąd jestem u swojej Host Family, ale szczerze mówiąc zarówno oni jak i ja mamy wrażenie, że jestem tu dużo dłużej. Do USA przyleciałam 7.09, a dziś jest już 18.09. Nawet nie wiem kiedy ten czas zleciał... Przez te kilka dni zdążyłam się już wiele nauczyć, opanować jazdę autem i mniej więcej ogarnąć co jest kiedy, chociaż nie muszę tego pamiętać, bo codziennie wieczorem Hostka pisze mi na tablicy plan na kolejny dzień, co jest ułatwieniem właściwie dla wszystkich.
Mój każdy dzień w sumie wygląda podobnie: O 7:00 idę obudzić dziewczynki, ubierają się, robię im śniadanie, przygotowuję lunch, czeszę i odprowadzam na autobus, który właściwie staje dokładnie przed naszym domem, ale trzeba przejść przez ulicę, a do tego zazwyczaj mały chodzi z nami, żeby zobaczyć "school bus". Koło 8:30 odwożę małego T. do przedszkola i do 2PM mam wolne. Potem dziewczynki wracają autobusem do domu, a ja jadę po T. do przedszkola. Wracamy, jemy coś i czas na zajęcia dodatkowe, więc ładujemy się wszyscy do auta i jedziemy na salę gimnastyczną, do szkoły muzycznej albo na boisko do soccer'a. Koło 6:00PM wszyscy są już w domu więc jemy kolację, odrabiamy lekcje i dzieci idą spać co wiąże się z tym, że kończę pracę około 7-8PM.
I tak wygląda prawie każdy dzień.
Jeśli chodzi o moją rodzinkę, to chyba nie mogłam lepiej trafić. To znaczy wiadomo, mam trójkę dzieci, z czego jedno ma 2 lata, drugie 5, a trzecie 8 i nie jest z nimi łatwo, żeby wszystko na czas ogarnąć, ale przyzwyczajamy się do siebie i do panującego tu tempa, więc myślę, że będzie dobrze.
Co do samej Ameryki... codziennie zaskakuje mnie czymś nowym, ale wiele rzeczy pozostaje takich samych więc łatwo się do wszystkiego przyzwyczaić. Rozpoznaję już ludzi w przedszkolu czy na innych zajęciach, (sąsiadów nie, bo wszyscy mam wrażenie siedzą w domach 24/7 albo w ogóle ich tam nie ma xd). Jedno mogę powiedzieć na pewno: USA totalnie różni się od Polski. Wiadomo, są rzeczy podobne, ale styl życia, podejście ludzi i wiele innych rzeczy naprawdę się różnią. Kilka osób, w tym moje Host Kids zapytały mnie, który kraj lubię bardziej: USA czy Polskę. Pytanie niby łatwe, ale nie wiem czy każdy kto tu przyjechał umiałby na nie od razu odpowiedzieć. Ja od początku, odkąd przyjechałam do Ameryki jestem w stanie mimo wszystko szybko podać odpowiedź.

What's more?..
Za mną pierwsze zakupy w CVS, Target i na Ebay.com.
Co jak co, ale zakupy uwielbiam! Zresztą moja Hostka też więc często bywamy w sklepach. Poza tym oni (w sensie moi Host Parents) bardzo często zamawiają kawę w Starbucks albo Dunkin Donuts, co też polubiłam więc ciężko tu z oszczędzaniem :D

Poza tym moja HF raczej odżywia się zdrowo, więc ja też przestałam np. pić słodkie napoje czy jeść nie wiadomo jaką ilość słodyczy. Raczej prawie w ogóle ich nie jem xd Codziennie rano organiczne Smoothie i jakiś owoc, a potem np. jogurt naturalny z miodem. I nie żeby coś, ale odpowiada mi taki sposób odżywiania i nareszcie mam motywację, żeby trochę zwrócić uwagę na to, co jem! :)

Tyle jeśli chodzi o pierwszy tydzień. Następne podsumowanie myślę, że napiszę po miesiącu pobytu tutaj, bo przez najbliższe tygodnie mam jeszcze trochę planów, które chcę zrealizować, a pod koniec października szykują się wakacje!

Jeśli chodzi o zdjęcia, to staram się być na bieżąco z Instagram, więc zapraszam tam :)

Do "usłyszenia" w następnym poście!