Tak więc 4 dni temu minął miesiąc odkąd jestem w U.S., a dziś oficjalnie mija miesiąc z moją Host Family. Zdecydowanie mogę potwierdzić to, do czego w będąc w Polsce nie byłam jeszcze tak przekonana. Czas tu leci niesamowicie szybko. Nawet nie wiadomo właściwie kiedy to wszystko zdążyło się wydarzyć. Co zaobserwowałam tu przez ten miesiąc? Przede wszystkim każdy tydzień tu sprawiał, że mój angielski znacznie się poprawiał. Prawda jest taka (może będę trochę nieskromna, ale ja tak to widzę), że mój angielski od początku nie był problemem. Rozumiałam znacznie mniej i po tygodniu tu zaczął trochę plątać mi się język, kiedy chciałam użyć poprawnej formy w jakimś zdaniu, ale potrafiłam się dogadać. Coś, co może być zaskoczeniem (albo i nie) to fakt, że Ameryka nie zauroczyła mnie tak, jak wiele innych (lub prawie wszystkie) Au Pair. Szczerze mówiąc od samego początku, odkąd wysiadłam z samolotu w NY wiedziałam, że to nie jest moje miejsce i cały czas to podtrzymuję. Bardzo lubię Amerykę, styl życia tu, ludzi, wszystko, ale brakuje mi Polski, rodziny i przyjaciół. Tak więc nie będę opisywać tego, jak bardzo coś mnie tu zauroczyło czy nie wiem..... Lubię U.S. i tyle. Ogólnie moje nastawienie do bycia tu i bycia Au Pair w ostatnim czasie było raczej średnie, a wszystko ze względu na pewne sytuacje, które dzieją czy działy się w PL wśród mojej rodziny i przyjaciół. To zmieniło się dopiero 3 dni temu, kiedy to powiedziałam sobie, że powinnam przestać w końcu żyć tym moim dotychczasowym życiem i zacząć korzystać z tego, co dzieje się tu. I tak też zrobiłam. Ostatnie trzy dni były naprawdę świetne. Spędziłam mnóstwo czasu z moimi Host Kids. Dziś zabrałam dziewczynki na zakupy do galerii, wczoraj malowałyśmy paznokcie, wygłupiałyśmy się i w ogóle. Ale myślę, że duży wpływ na moje nastawienie miało też nastawienie dzieci. To znaczy ono od początku było bardzo pozytywne, ale dopiero ostatnio najstarsza dziewczynka się do mnie tak bardziej przekonała. Od tamtej pory spędza ze mną znacznie więcej czasu i widzę też, że sprawia to nam obu przyjemność. Przede mną w ciągu najbliższych 3 miesięcy wakacje z moją HF na Florydzie, pierwsze Halloween i Święto Dziękczynienia oraz Święta Bożego Narodzenia w Chicago. Zobaczymy jak rozwinie się cała sytuacja i co sama będę mogła o tym wszystkim powiedzieć za jakiś czas, a na razie to tyle. Ja wiem, że wiele z Was pomyśli sobie teraz, że mój tok myślenia jest... no nie taki jak powinien być. Okej, każdy ma prawo do własnej opinii. Prawda jest taka, że moim marzeniem zawsze było wyjechać do U.S.. Spełniłam to marzenie, jestem tu i już wiem, że na pewno tu nie zostanę, bo to nie jest miejsce, w którym ja chcę być (patrząc pod kątem przyszłości oczywiście). Także tyle jeśli chodzi o to, co myślę na ten temat. Swój pierwszy miesiąc na amerykańskiej ziemi mogę uznać za jak najbardziej udany i konstruktywny, ponieważ wiele się nauczyłam i wiele się dowiedziałam. Zarówno o sobie samej jak i o innych.
Tyle na dziś. Tyle po pierwszym miesiącu.
Dobranoc!
Hmm, ja póki co myślę o USA jak o tej przysłowiowej 'ziemi obiecanej', ale zobaczymy jak to będzie po przyjeździe. Póki co zazdroszczę Ci, bo bardzo chciałabym przeżyć na własnej skórze Amerykańskie Halloween, Święto Dziękczynienia, czy Boże Narodzenie, ale mam nadzieję, że to już niedługo! Póki co powodzenia! :*
OdpowiedzUsuńNa pewno już niedługo! I dzięki :*
UsuńSkoro ten miesiąc tak szybko zleciał, to rok też pewnie szybko zleci. Korzystaj z tego roku, gromadź najwspanialsze wspomnienia i spełniaj kolejne marzenia. Kiedy wrócisz do Polski będziesz miała co wspominać :)
OdpowiedzUsuńNa pewno będę miała co wspominać. Niedługo sama się przekonasz ! :)
UsuńPowodzenia Ci życzę!! Jechałaś z APiA?
OdpowiedzUsuńDzięki i tak. Z APIA :)
Usuń